Bogactwo ubóstwa - ksiażka s. Emmanuelle

Wpadła mi w rękę niezwykła książka "Bogactwo ubóstwa" s. Emmanuelle (1908-2008), która 22 lata spędziła w slumsach Kairu. Czytam i na gorąco notuję, przekazując Wam w skrócie pełne mądrości, trafiające w sedno, przesłanie wsparte nie o górnolotne teorie, lecz wieloletnią praktykę ubogiego życia i obserwację ludzi ubogich.

Pierwsze rozdziały książki dotykają problemu ubóstwa i jego różnic pomiędzy bogatą Północą i biednym Południem. W drugiej części książki s. Emmanuelle opisuje swoją "drabinę do osiągnięcia szczęścia", utrzymując, że można być szczęśliwym i mieć się dobrze, będąc ubogim.

Pierwsze, co uderza s. Emmanuelle po powrocie do Francji, to ukryty brak zadowolenia wśród komfortu krajów bogatych, kontrastujący z prostą, promienną radością najuboższych. Czyżby ubóstwo było bogactwem dającym szczęście, a bogactwo było destrukcyjne? Czyż nie jest codziennym stwierdzeniem, że spotykamy częściej bogactwo serca powiązane z ubóstwem materialnym i odwrotnie, ubóstwo serca połączone z bogactwem materialnym? - pyta s. Emmanuelle.

Ubóstwo bogactwa polega na tym, że ile razy dłoń się zamyka, zaciska się zdecydowanie na wszystkim, co do niej należy. Ogarnia nas paniczny lęk: uwaga, żeby czegoś nie zgubić, żeby nie dać się okraść! Zdaniem siostry u źródeł problemu leży poczucie własności, które wprowadza nieufność wobec drugiego człowieka. Ogradzamy swoją ziemię i serce, zamykamy się w czterech ścianach. Kiedy człowiek gromadzi dobra materialne, traci zarazem prosty i serdeczny kontakt ze swym naturalnym otoczeniem. Pewien rodzaj bogactwa jest źródłem "pustynnienia": pojawia się samotność, rozpacz, głęboki brak bezpieczeństwa, pragnienie ucieczki.

Czyżby człowiek miał potrzebę uwolnienia się z tego nadmiaru, który go przeciąża, aby stanąć w prawdzie? Czy miałaby się ona odsłonić w pozbawieniu majątku, który go obciąża? Czy stan pierwotnego ukazania się człowieka w swej specyficznej ludzkiej naturze nie nazywa się "ubóstwem"? To ubóstwo - czyż nie jest oswobodzeniem od zbyt przygniatającego ciężaru? Ale uwaga! Nie jest ideałem poszukiwanie całkowitej nagości slumsu. Nie jest również ideałem tracenie całej swej energii na przesadne gromadzenie, powierzchowną inflację. Ideałem jest przede wszystkim cieszenie się po prostu tym, co się ma, i tym, kim się jest, bez porównywania się z innymi. Skoncentrowanie się na relacjach międzyludzkich. Mieć czas na bezinteresowną wymianę myśli, dzielić się serdecznie z tymi, którzy nas otaczają. Ten sposób życia jest wynurzeniem się życia i ono jest "bogactwem".

Dawanie i otrzymywanie całych ton miłości napełnia nas takim bogactwem, że reszta wydaje się tylko urojeniem. Przeżywanie każdej ulotnej chwili w harmonii ze swym otoczeniem wymaga jednak uczynienia  z siebie samego terenu dziewiczego, otwartego, wolnego od obciążenia egoistycznymi pragnieniami, które są w sprzeczności z wymarzonym, wzajemnym zrozumieniem. Ten dziewiczy teren to "ubóstwo serca". To miejsce, w którym człowiek jest nagi, ogołocony ze wszystkiego, co nie jest nim samym. Tu, u samego korzenia, odnajdujemy nieodpartą potrzebę istoty ludzkiej: posuwać się naprzód w łączności z innymi istotami ludzkimi.


Zewnętrzna obfitość blokuje wewnętrzne odprężenie, które nie jest powierzchowne, lecz wypływa z najbardziej głębokiej warstwy osobowości. Tak więc za cenę pewnego ogołocenia otwiera się droga do szczęścia. Ciąg przyjemności nie napełni serca. To jest błędne koło, które powoduje frustrację. Staramy się szukać zapomnienia w tym, co się nazywa wg Pascala "rozrywką", kiedy "dąży się do spokoju przez niepokój" (Myśli 139). Jeżeli nie jest to możliwe, czynimy otoczenie odpowiedzialnym za złe samopoczucie i zrywamy mosty.

Co mam powiedzieć każdemu? - pyta s. Emmanuelle. Wyzwól się z twego szalonego przywiązania do tylu rzeczy niepotrzebnych do szczęścia. Chodzi o ubóstwo ducha, o oderwanie się w poczuciu radości. Chodzi o to, by nie robić z komfortu ostatecznego celu naszej egzystencji, lecz aby otworzyć się na innych, dzielić się chętnie z nimi, umieć pogodnie obejść się bez takiego czy innego przedmiotu, bez jakiejś pięknej podróży. Doznajemy wtedy stanu ubóstwa ducha, uwalniamy się od pożądań. Trzeba w istocie umieć płynąc pod prąd, spokojnie, pozbywając się pozorów, aby dotrzeć do tego pierwotnego źródła, które stanowi o człowieku.

Dlaczego znowu i znowu gromadzić? Ubogi idzie przez życie beztrosko, nie kłopocząc się, co przyniesie kolejny dzień. On w pełni żyje chwilą obecną. Proste, niedostrzegane momenty życia, które tworzą konstelację jego dnia, przyjmuje z otwartym sercem.

W slumsie można by powiedzieć, że zrzucam skórę, nie ma więcej śladu mojego ego - nie doświadczam już "mieć", lecz "być". Jestem częścią ludzkości, z którą oddycham, jem i śpię, myślę i rozmawiam. Jestem uboga w materialne dobra i bogata w radosną i dzieloną z innymi witalność. Nie żyję już moim indywidualnym rytmem, z konieczności ograniczonym i zawężonym, lecz jakby rytmem natury człowieka.

Jak trudno jest nie pogrążyć się w materialnym bogactwie! Wyciąga ono swe uwodzicielskie ramiona, kusi ciągle nowymi przyjemnościami, czaruje i każe płonąć pragnieniem posiadania coraz więcej, nakłania do rozrywki. "Ja" staje się wówczas centrum świata. Odcięty od głębokiej relacji z bliźnim, człowiek ubożeje. Staje się mniej społeczny, mniej związany z grupą, ze wspólnotą.

"Błogosławieni ubodzy w duchu", nauczał Jezus Chrystus. Tak. SZCZĘŚLIWY ten, który się ogałaca, który pozwala, aby się w nim ukazał człowiek prawdziwy, człowiek nagi, człowiek braterski, człowiek, którego największym dobrem są jego relacje z innymi. Życzę ci, przyjacielu, czytelniku, abyś dołączył do bractwa błogosławionych, tych, którzy nie wierzą w to, że ich tożsamość jest zbudowana na materialnych, duchowych, intelektualnych bogactwach, lecz na bogactwie ich przymierzy.

3 komentarze:

  1. "Ideałem jest przede wszystkim cieszenie się po prostu tym, co się ma, i tym, kim się jest, bez porównywania się z innymi. Skoncentrowanie się na relacjach międzyludzkich. Mieć czas na bezinteresowną wymianę myśli, dzielić się serdecznie z tymi, którzy nas otaczają." Świetnie to sformułowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy09 maja, 2016

      Wiesz, z biegiem lat coraz częściej stwierdzam, że porównywanie się do innych (zwłaszcza to bezrefleksyjne) to jedno z największych "kuku" jakie człowiek moze samemu sobie zrobić...
      Roman

      Usuń
    2. Ależ porównanie to już głębsza refleksja! Bo musisz wyodrębnić pewne cechy przynajmniej dwu obiektów a następnie je ze sobą zestawić, aby ostatecznie ocenić, które z nich są dla/według Ciebie korzystniejsze. Chyba się zgodzę, że porównywanie siebie z innymi ma ograniczony sens, ale porównywanie swoich sposobów działania ze sposobami innych może mieć sporą wartość (w dużej mierze robimy to w blogosferze :-).

      Usuń

UWAGA: Komentarze są moderowane, więc na ich pojawienie się trzeba czasem poczekać :) Mile widziany PODPIS pod komentarzem. Nie publikuję wypowiedzi zawierających LINKI REKLAMOWE. Ani takich, które nie licują z tematyką bloga.

Do pobrania