Analogowe życie
Żyjemy w epoce cyfrowej. Otaczają nas piksele naszych telefonów, monitorów, telewizorów, ulicznych reklam. Ładowanie komórki to codzienna rutyna niczym mycie zębów.
Niedawno wziąłem do ręki analogowy aparat (Smiena 8m) z zamiarem zrobienia kilku czarno-białych fotografii. Otwiera on katalog rzeczy zapomnianych, z epoki przedcyfrowej, do którego możemy zaliczyć choćby maszynę do pisania, wieczne pióro, winylową płytę i wiele innych przedmiotów. Świat, który rządził się innymi prawami. Nie do pomyślenia dla młodszej generacji życie bez telefonów komórkowych, komputerów i internetu.
Jestem zmęczony życiem cyfrowym z pierwszej połowy XXI wieku. Mam ochotę zaprotestować, przechodząc do analogowego podziemia na tyle, na ile to będzie możliwe:
Analogowa fotografia.
Analogowe kontakty na odległość (listy).
Analogowe zapisywanie - do zeszytu.
Analogowe spędzanie czasu - z wyłączonym komputerem i telefonem.
Analogowa rozmowa w cztery oczy.
Analogowa lektura papierowej książki przy tradycyjnej, analogowej żarówce.
Analogowa radość z poranków i wieczorów, niezakłócona, przeżyta w ciszy, z Bogiem.
Analogowe życie, które nie będzie tylko zestawem pikseli na ekranie. Tworzenie czegoś, czego nie da się odnaleźć za naciśnięciem klawisza enter w wyszukiwarce. Coś, czym nie pochwalę się na fejsbuku, bo nie na tym polega życie. Życie zwyczajne, by nie powiedzieć banalne, pozornie bez wartości, od którego uciekamy znużeni w świat cyfrowych wrażeń, a jednocześnie bezcenne, bo przepojone obecnością Boga, otwierające możliwość "zamaskowanej kontemplacji". Merton napisał, że "najprostszą i najskuteczniejszą drogą do świętości jest zniknąć wśród tła zwyczajnego, codziennego życia."
Czy w cyfrowym świecie takie zniknięcie i taka świętość są jeszcze w ogóle możliwe?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Perełka z Listu do Hebrajczyków: Postępowanie wasze niech będzie wolne od zachłanności na pieniądze: zadowalajcie się tym, co macie. Wart...
-
Mijam w drodze do pracy reklamę z austriackim kurortem narciarskim podpisaną " Warto cieszyć się życiem ". Słuszna uwaga. Jak do...
-
Jezus mówi do nich: "Lisy mają nory". Nora i gniazdo to macierzyńskie obrazy oraz pierwsze potrzeby człowieka: dom, matka, jedzeni...
-
Warto by było coraz więcej w kontekście duchowości chrześcijańskiej zastanowić się nad sprawą prostoty życia i ubóstwa. Nigdy kupowanie nie...
Polecam nie cytować Mertona.Poważne szkody poczynił w mojej duchowości.Polecam korzystać z bogactwa świętych Kościoła Katolickiego.Fajnie się czyta Mertona, ale to New Age w pełni.Dziękuję za wcześniejsze wpisy-bardzo twórcze.Osobiście jestem za umiarem.Myślę,że w obecnych czasach zamętu najważniejszą rzeczą jest słuchanie głosu Boga.
OdpowiedzUsuńDoceniam troskę. Merton daleki jest od ortodoksji, ale raczej nie można łączyć go z ruchem New Age. Nie odrzucam jego twórczości en bloc, znaczna część tego, co pisał o doświadczeniu życia duchowego pokrywa się z nauką świętych Karmelu, którymi, zwł. św. Teresą z Lisieux, był zresztą zafascynowany. Jego późniejsza fascynacja religiami wschodu, znajdująca wyraz w jego książkach, faktycznie mogą spowodować szkody u osób niedoświadczonych. Moim zdaniem rewelacyjny "Znak Jonasza" nie powinien nikomu zaszkodzić.Pisma Mertona to dzieje określonej epoki z punktu widzenia raczej niespokojnego intelektualisty. Miejscami niestrawny, miejscami genialny. "Wszystko badajcie,a co szlachetne zachowujcie". Ja akurat w zacytowanym zdaniu nie widzę nic niebezpiecznego. Pozdrawiam
UsuńChciałam napisać ,że nie ma nic złego w tym zdaniu,ale tak nie jest.Jak zwykle u Mertona jest ono niejasne i niekonkretne.Jezus był konkretny i działał z mocą Ducha.Merton rozmydla niepostrzeżenie wiarę w Trójcę Świętą.Bóg staje się jakąś Siłą ,czymkolwiek.To,że jakaś część pokrywa się z nauką Świętych nie znaczy ,że to dobre.Diabeł jest małpą Pana Boga.Merton nigdy nie mówi o dogmatach,nigdy nie jest radykalny.Pisząc o zagrożeniach duchowych przy czytaniu jego literatury proszę nie uderzać w brak doświadczenia.Bo jeżeli osoba słabo rozwinięta duchowo poczyta jego pisma(a czyta się je lekko i przyjemnie)to naprawdę może sobie zaszkodzić."Baczcie, aby was kto nie zwiódł przez filozofię oraz przez czcze urojenia oparte na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie. Bo w Nim cała pełność bóstwa zamieszkuje cieleśnie"Kol 2 8-9
OdpowiedzUsuńOd wczoraj wprowadziliśmy w naszej rodzinie "analogową niedzielę": wszystkie telefony (także dorosłych!) wędrują do pudełka, nie otwieramy komputera nawet po to, by słuchać muzyki. To wg nas dobry sposób, aby skupić się na Bogu i rodzinie, wspólnym świętowaniu lub po prostu na zajęciach, jak choćby czytanie książki, które łatwo przegrywają z elektronicznymi gadżetami.
OdpowiedzUsuńWszystko pięknie, ładnie jak mamy rodzinę w "zasięgu ręki". Niektórzy ludzie mają jednak najbliższą rodzinę bardzo daleko a komórka i komputer bardzo ułatwiają wtedy kontakt. Nie demonizowałabym wtedy komórek i komputera.
UsuńCzy nadal będziesz chciał mieć "analogowe " weekendy jak dzieci wyfruną z gniazda? A ktoś powie, że dzwonienie lub wysłania maila do córki jest BE?
Marta
Moim celem nie jest dawanie uniwersalnych recept. Sytuacja każdego jest inna. Odczułem przesyt wszędobylską elektroniką, widzę jak zmieniamy się pod wpływem telefonów komórkowych. To wszystko. Widzę problem, wprowadzam jego rozwiązanie. Analogowa niedziela przynosi dobre owoce. A jak dzieci wyfruną, to będę oczywiście dzwonił i pisał maile. Od wielu miesięcy nie mam już fejsbuka, ale ma go moja Żona i rozumiem, że dla niektórych jest to cenne narzędzie. Są jednak momenty w naszym życiu, kiedy jesteśmy off-line i chyba warto, by było ich jak najwięcej. Znowu mówię za siebie :)
UsuńA właśnie w tym miesiącu zirytowana współczesną technologią schowałam smartfona do szuflady i wróciłam do staruszka telefonu sprzed kilku lat, co bardzo sobie chwalę :) Analogowa niedziela bardzo mi się podoba, ale wiem że ciężko będzie wcielić ją w życie, choć rzeczywiście widzę potrzebę ograniczenia wpływu elektroniki na naszą codzienność.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ludzie naszych czasów boją się ciszy. Bo tylko w ciszy można poznać samego siebie. Ta prawda o nas samych może być druzgocąca. Wiem, co mówię, bo przeszłam przez to. W ciszy zaczęłam zadawać sobie pytania, przede wszystkim o to kim jestem. Wyobraziłam sobie, że nic nie mam. Ani ubrań, ani przedmiotów codziennego użytku, ani pracy. Przyglądałam się samej sobie odartej z tego co niby określa mnie. Wtedy zobaczyłam, że robię zbyt wiele rzeczy, aby się dostosować. Pomyślałam, że bardzo się boję, jest we mnie tyle strachów, a moja odwaga jest pozorna. Dlaczego, skoro przysłowie mówi, że ,, nie szata zdobi człowieka" , staram się dopasować do pozostałych? Wszak ubranie ma jedynie chronić przed chłodem. Czy miałabym odwagę założyć dosłownie ,, byle co"? Coś co zupełnie odbiega od normy i nie chodzi mi o zwykłe dżinsy i koszulkę w białym, jakże minimalistycznym kolorze. Czy wtedy miałabym odwagę pokazać się na ulicy? Jak traktowaliby mnie inni, gdybym chodziła w płaszczu uszytym ze starego koca? Przecież uczono nas, że tylko wnętrze się liczy i nie wolno sądzić po pozorach. W ciszy dotarłam do wielu wniosków, nie tylko ubraniowych:). Już wiem jakich ludzi lubię, że zachwyca mnie zieleń drzew i deszcz, a nie wakacje na Bali Kowalskiego. Nie mam FB. Nie czuję potrzeby promowania się. Kiedy zapytasz ludzi po co im FB, to dadzą ci wiele powodów, ale to nie będą prawdziwe powody. Chcemy żeby nam zazdroszczono, podziwiano nas, chcemy się chwalić. Bez końca. Czasami prawda boli i przyciska człowieka, tak, że ten czuje się w rozpaczy, ale jest to jedyna droga do bardziej świadomego życia.
OdpowiedzUsuńZniknąć to brzmi jak zahibernować się,ukryć,uciekać od większych wyzwań czy ryzyka, stać się przezroczystym, niewychylającym się, ukrywającym się przed wszelkimi pokusami. Święty to może jakiś anemiczny mydłek? Wygodnicki zanurzony w swoim w gruncie rzeczy "letnim" światku? A może ktoś odważnie podejmujący zadania stawiane mu przez Boga? Czy przypadkiem "zamaskowana kontemplacja" nie jest synonimem jakże bezpiecznego i dla niektórych przyjemnego letargu? I czy niekiedy minimalizm nie staje się azylem człowieka czującego bezradność wobec problemów życia codziennego?
UsuńAnonimowy 12.04.17 podzielam Twoją nieufność wobec Mertona i zaufanie wobec Biblii.
Dla mnie przykładem zamaskowanej kontemplacji są np. Mali Bracia Jezusa malibracia.pl, którzy np. pracują w prostych zawodach i nie chcą pełnić kierowniczych funkcji. To oczywiście wybór określonego "profilu świętości", do którego mi blisko. Z pewnością ewangeliczne ubóstwo, bo stawiam na tym blogu znak równości pomiędzy nim a minimalizmem chrześcijańskim,nie jest ucieczką do bezpiecznego azylu, który raczej upatrywałbym w kanapowym chrześcijaństwie, o którym wspominał Papież Franciszek. Lektura postów na tym blogu raczej - mam nadzieję -
Usuńwskazuje wąską, wymagającą i mało obecnie popularną ścieżkę.