Łatanie rzeczywistości

Jak zaczniesz robić coś na wariata, przekroczysz granice swojego lęku, znajdziesz  i środki, i ludzi. Jeśli zaczniesz planować, koniec z tobą - mówi siostra Małgorzata Chmielewska. 

Przypomina mi św. brata Alberta Chmielowskiego, a wcześniej św. Franciszka z Asyżu. Tyle, że jest niewygodnie aktualna, a przy tym bezkompromisowo nazywa rzeczy po imieniu:


...musimy przyjąć do wiadomości, że nasze dobra materialne są tylko zadaniem. Taka jest wizja chrześcijańska. Nie mamy tego na wieczność, tylko zostało nam to zadane. 


Ktoś, komu się w życiu udało i urodził się w lepszym momencie, w lepszej rodzinie, z lepszymi zdolnościami albo dzięki swojej pracowitości dorobił się pieniędzy, musi wiedzieć, że one nie są jego własnością. Świat według Ewangelii jest światem wartości odwrotnych do wartości tego świata. Jezus mówi o tym bardzo wyraźnie. Stąd ci, którzy mają się lepiej, mają też zobowiązania w stosunku do tych, którzy mają się gorzej. 

Jeżeli chcemy uważać siebie za chrześcijan, to powinniśmy się zgodzić na to, żeby się posunąć na ławce. My, którzy mamy przywileje, powinniśmy powiedzieć, że rezygnujemy z ich części. W tym kierunku powinno iść kształtowanie chrześcijańskiego sumienia. 


Jak spotkasz żebraka, najpierw spójrz mu w oczy. Z tym mamy problem. Żebyśmy rzucania tej złotówki nie traktowali jak haraczu za nasz święty spokój i dobre samopoczucie. Żebyśmy oczami Chrystusa spojrzeli na tego człowieka. Jeżeli spojrzymy oczami Chrystusa, to ten człowiek okaże się kimś zupełnie innym. 


Powyższe słowa zaczerpnąłem z wywiadu: Siostra Chmielewska: Nie oceniajmy za szybko


Ale to nie tylko mocne słowa, to przede wszystkim niesamowite świadectwo życia, które jest ciągłym przekraczaniem barier, poczucia bezpieczeństwa, sprawdzianem zaufania w Bożą Opatrzność.


I jeszcze fragment rozmowy Wszystko, co uczyniliście:

- ...musi mi to sprawiać ból. Tylko tak można patrzeć na człowieka ubogiego. Co nie znaczy, że samo patrzenie wystarczy. Ale żeby zrobić krok dalej nie mogę siedzieć w luksusowym samochodzie i wracać do swojego luksusowego domu – nawet z poczuciem, że zarobiłam na nie uczciwą pracą. Chrystus mówi wyraźnie, że nie wystarczy zachowywać przykazania.
- Mówi bogatemu młodzieńcowi: ,,Sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie”.
- I ,,gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze”.
- Jak to rozumieć? Czy chrześcijanie mają przestać być dyrektorami fabryk, pracodawcami?
- Oczywiście, że nie, choć znam i takie przypadki. Dano nam wolność, a Chrystus namawia i zaprasza. We Francji zetknęłam się z kimś, kto zajmował bardzo wysokie stanowisko, był bogaty, ale w którymś momencie postanowił wziąć na serio Ewangelię. Nie zrezygnował ze stanowiska, bo od jego pracy zależał los podwładnych, ale zrezygnował z oznak zewnętrznego bogactwa i wziął pensję sprzątaczki w swoim przedsiębiorstwie.
- Zastanawiam się, czy chciałbym z kimś takim prowadzić interesy...
- A dlaczego nie? Skoro jego firma dobrze prosperuje i on nadal służy ludziom swoim talentem? Zresztą w którymś momencie – gdy zaczął w swoim domu przyjmować biednych – pożałował, że zrezygnował z wysokiej pensji, bo mógłby dzięki niej materialnie wspierać ubogich. Ale wtedy zrobił następny krok: krok z a w i e r z e n i a. Czym więcej ludzi przyjmował, tym więcej otrzymywał od innych. I tak nauczył się Chrystusa i Ewangelii. Bo Ewangelii nie można się nauczyć, jeśli się nią nie żyje. Tu nie pomoże ani katechizacja, ani pobożne lektury. Jak z miłością, której też nie można się nauczyć z książki – trzeba przechodzić przez nią, ucząc się całe życie.

- To, o czym mówię, jest wezwaniem Chrystusa. ,,Wszystko, co uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, mnieście uczynili...” Czy można być solidarnym mając mnóstwo i nie dzieląc się z innymi? Jakaż to jest solidarność? Zjazdy i kongresy o ubóstwie, których koszta organizacyjne pozwoliłyby wyżywić setki ludzi? To nie wystarczy, podobnie jak dawanie tego, co mi zbywa. Dopiero dawanie tego, co mnie kosztuje – prawdziwa ofiara – ma jakąś cenę. To jest droga doskonałości chrześcijańskiej także dlatego, że nas uwalnia. Człowiek, który zaczyna się wyzbywać ,,dóbr świata tego” staje się wolny.
- Czy żeby poczuć się wolny mam pozbyć się komputera?
- Oczywiście nie, sama posługuję się np. telefonem komórkowym. Ale jest wiele przedmiotów, które wydają się niezbędne, a w rzeczywistości tłumią w nas Boże życie. Ilu polskim rodzinom telewizor przesłonił wszystko? Nie tylko niedzielną Mszę, ale i siebie nawzajem.

- Nikt mi jednak nie wmówi, że dobrym katolikiem, który rzeczywiście idzie za Chrystusem, może być człowiek, który tonie w bogactwach i dla którego liczy się przede wszystkim zarabianie pieniędzy. Już w Starym Testamencie powiedziano: nie będziecie mieli bogów cudzych przede mną. Niestety, to przykazanie bardzo prosto przekłada się na naszą rzeczywistość – ciągle gonimy za nowym samochodem, nowym domem, nowym telewizorem... I jesteśmy zniewoleni.

Refleksja na dzisiaj: Nie wystarczy pisać o chrześcijańskim minimalizmie. Nie wystarczy tylko o nim czytać. Chrystus zapowiadał, że królestwo niebieskie zdobywają ludzie gwałtowni. Radykalizm siostry Małgorzaty stawia nasze dostatnie życie i okruchy miłosierdzia, do jakich się poczuwamy, pod znakiem zapytania. Taka jest rola proroków: pokazywać bolesną prawdę o nas i wzywać do nawrócenia. Dobry temat na zbliżający się Wielki Post. Jaka będzie nasza odpowiedź?



O łataniu rzeczywistości: Siostra Małgorzata Chmielewska na TED Warsaw:




5 komentarzy:

  1. Brat Albert miał na nazwisko Chmielowski, a nie Chmielewski, ale i tak pozostaje pewna zbieżność nazwisk ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie znowu problem ciągłego myślenia o zarabianiu ma nieco inne podłoże. Otóż, nie tyle problemem jest chęć kupowania ciągle nowych gadżetów, lecz po prostu pragnienie odłożenie pieniędzy w celu usamodzielnienia się, wyprowadzki od toksycznych rodziców. Bardzo ciężko wtedy nie skupiać się głównie na pieniądzach, zwłaszcza jeżeli pracuje się za najniższą krajową.

    Myślę, że wcale nie rzadziej od bogaczy, czynią sobie bożka z pieniędzy ludzie w materialnym niedostatku. Podziwiam wdowę, która oddała na ofiarę wszystko co miała, choć tak naprawdę nie miała niczego.

    Dominik

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny dzień czytam kolejny raz...
    To tak bliskie temu co sam uważam...
    I dużo dalsze temu co sam robię...
    Niestety...
    Roman

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: Komentarze są moderowane, więc na ich pojawienie się trzeba czasem poczekać :) Mile widziany PODPIS pod komentarzem. Nie publikuję wypowiedzi zawierających LINKI REKLAMOWE. Ani takich, które nie licują z tematyką bloga.

Do pobrania